Recenzja filmu

Swing (2012)
Abelard Giza
Kacper Ruciński
Szymon Jachimek

Śmiechu warte

Kabaretowa proweniencja może być fundamentem kina, ale w "Swingu" wydaje się wyłącznie balastem. Pod względem obyczajowym utwór jest dokładnie taki jak cały polski kabaret – pruderyjny,
Dzień jak co dzień w polskim offie: w głowie poskramianie fal, w kinie dno i trzy metry mułu. Abelard Giza chyba dobrze czuje się wśród "wiecznych niezależnych", skoro wszystko, co w jego filmie ciekawe, kończy się na pomyśle: dwóch kumpli postanawia zachęcić swoje dziewczyny do swingu, czyli do seksu grupowego.

To, co brzmi jak początek kiepskiego dowcipu, nadawało się na punkt wyjścia niezłego filmu. Materiał pasował zarówno do farsowej komedii pomyłek, jak i pikantnej satyry na mieszczańską pruderię. "Swing" chce być każdym z tych filmów po trochu, w rezultacie nie jest żadnym z nich. Po pierwsze z powodu marnego tekstu, w którym niezliczone dowcipy z brodą sąsiadują z nudnymi jak flaki z olejem żartami sytuacyjnymi oraz mdłą, przewidywalną intrygą. Po drugie przez obsadę, w której gwiazdy kabaretu Limo dwoją się i troją, by pozostać na poziomie swoich scenicznych występów (obronną ręką z tej amatorki wychodzi w zasadzie tylko Julia Kamińska, która jako jedyna potrafi uderzyć w odpowiednie, komediowe tony). Po trzecie – dzięki staraniom samego Gizy, dla którego skecz i scena to niestety pojęcia tożsame.

Kabaretowa proweniencja może być fundamentem kina, ale w "Swingu" wydaje się wyłącznie balastem. Pod względem obyczajowym utwór jest dokładnie taki jak cały polski kabaret – pruderyjny, wstydliwy, zrównujący wrażliwość widza z wrażliwością bohaterów. Nie śmieszy, nie uczy, jest zbyt krótki, żeby uciąć sobie drzemkę i zbyt długi, by wziąć go za kolejny odcinek "Maratonu uśmiechu".

Wrażliwszych czytelników uspokajam – pisząc tę recenzję, czuję się, jakbym kopał leżącego. W końcu "zabawa w kino" i dobre samopoczucie chłopaków z kamerą usprawiedliwiają u nas wszelkie niedostatki offowych produkcji. W grę jednak wciąż wchodzą pieniądze – te, które wydacie na bilet do kina, i te, których poskąpiono na choćby jednego script doctora. Hasło promocyjne filmu ostrzega: "To nie będzie komedia roku". Ciesze się, że przynajmniej szczerości nie można twórcom odmówić.
1 10
Moja ocena:
2
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones